czasem blue monday* potrafi nabrać dosłownego znaczenia, nawet jeśli zaczyna się zupełnie zwyczajnie i nawet jeśli się nie wie, że jest taki niebieski. ale później ktoś zdenerwuje, coś się nie uda, inny ktoś jest smutny i martwisz się jak sprawić, by uśmiechał się bardziej i więcej. i kiedy już wydaje się, że nic nie nie jest w stanie sprawić, by mróz mroził mniej, by dom był o te 40 minut bliżej, by było po prostu cieplej - fizycznie i na sercu - to spotykasz kogoś z kim możesz wypić kubek gorącej czekolady niczym się nie martwiąc, bo buzia brudna od czekolady to sama słodycz. spotykasz kogoś z kim możesz wrócić do domu, z kim możesz zjeść ciastko, odkręcić kaloryfer i grzejąc zmarznięte ręce o kubek z Audrey H. pełen zielonej herbaty skończyć ten dzień. może być też szklanka ciepłego kakao. dobranoc.
ciastka takie zwykłe. chocolate cookies na blue monday są w sam raz. pełne kawałków czekolady.
* ktoś wymyślił, że to najbardziej depresyjny poniedziałek w roku, dobrze, że skończy się za dwie godziny, a cała reszta poniedziałków będzie już obsypana większą ilością cukru pudru