o poranku termometr na naszym balkonie pokazuje prawie +50 stopni Celsjusza. szaleństwo! pościelowe godziny są coraz krótsze, bo szkoda czasu na sen, gdy wieczory cieplejsze i gdy poranki z przytulnym słońcem wkradającym się przez prążkowane żółte zasłony.
można już wyciągnąć z szafy zakurzone rolki i jeździć z kimś za rękę próbując nie tracić równowagi. można już leżeć na plaży i chować twarz w dłoniach przed rozwianym przez wiatr piaskiem. chodzić boso brzegiem morza i nazbierać całą kieszeń muszelek. a później zjeść strasznie pyszne lody na tłocznym sopockim monciaku.
wieczorami jabłkowo rumowy poncz (cudowny!) albo grzane wino albo wyjątkowo piękna orkiszowo orzechowa szarlotka pełna szarych renet, w ulubionej kawiarni na gdańskiej starówce. albo wino i malinowa herbata w termosie na nieprzyzwoicie zimnej plaży. albo koncert z marzeń i głośne "nie wolno ci się bać, wszystko ma swój czas".
chciałabym już zaplanować dzień, gdy można do piknikowego koszyka schować cynamonową szarlotkę, butelkę (albo i dwie) słodkiej lemoniady, różowe słomki i sałatkę z awokado albo kanapki i garść małych koktajlowych pomidorków. niedługo!
najpiękniejsza i nieprzyzwoicie pyszna szarlotka upiekła mi się z Misią z Food Haven.
i z kulką waniliowych lodów idealnie pasuje do tej wiosny!
i z kulką waniliowych lodów idealnie pasuje do tej wiosny!