to moja pierwsza gdyńska jesień. i choć zaczęła się od paskudnej choroby i trzech nieprzyzwoicie długich tygodni leżenia w łóżku, to i tak jest jedną z najlepszych jakie mi się przytrafiły. w miejscach, których nie bywa się od zawsze i które w zasadzie mało się zna, najfajniejszy jest ten moment odkrywania, szukania nowego, zapełniania listy ulubionych i dopisywanie kolejnych jego kawałków. no i tak sobie odkrywamy. w senne poranki, gdy akurat nie trzeba wcześnie wstać do pracy, w deszczowe popołudnia, w chłodne wieczory albo w te listopadowe dni wypełnione słońcem za oknem i szalem leniwie przerzuconym na szyi. spacerujemy i jemy. szukamy, wracamy, smakujemy. dobrze jest w tej Gdyni. i dobre jest - śniadanie w środku miasta!
zwykle jadam śniadania na słodko, ale nad kartą zawahałam się tylko chwilę. tosty francuskie z malinami, kwaśną śmietaną i syropem klonowym? może następnym razem. poniedziałkowy poranek to zdecydowanie pora na coś słonego i najlepiej wystarczającego na pół dnia. wybrałam więc śniadanie provansalskie, czyli jajka i to nie byle jakie, bo pieczone na szpinaku z pomidorową salsą, do tego kozi ser, gęsty jogurt z ziołami i kawałki przyrumienionej foccacci. i jeszcze filiżanka białej kawy i żaden poniedziałkowy poranek mi nie straszny. na konkurencyjnym talerzu śniadanie gdyńskie - jajka sadzone, parówki i koszyk pieczywa. klasyka. dobre to było!
w Trafiku kilka dni wcześniej spróbowałam nie tylko śniadania, ale też kilku innych pysznych rzeczy z nowej karty. tutaj jest jeszcze więcej obrazków:
TRAFIK jedzenie i przyjaciele. mój faworyt to ośmiornica z sałatką z ziemniaków, oliwą, salsą verde i cytryną. najlepsza jaką jadłam! był też pyszny makaron udon z warzywami, tofu i kolendrą. grilowany pstrąg z puree z pasternaku i świetną sałatką z kolorowych buraków. i pizza w niebanalnym prostokącie. no i to na co ja i moja słabość oczywiście czekaliśmy najbardziej.. słodkości! tarta na spodzie z pokruszonych ciasteczek oreo, malinowe trifle, boska szarlotka na ciepło i bardzo kremowy sernik z mascarpone i granatem. rozpłynęłam się. i teraz istnieje takie niebezpieczeństwo, że mogę stać się tam częstym gościem... zwłaszcza, że od Trafiku dzieli mnie 10 minut spacerem. a spacery jesienne są przecież super (zwłaszcza te bezdeszczowe).
TRAFIK jedzenie i przyjaciele
skwer kościuszki 10, gdynia