środa, 31 października 2012

czy o 2 w nocy ktoś jeszcze nie śpi?

bo na nocną bezsenność mam gwiazdki. na dobranoc. są wieczory o smaku szczęścia i pudrowych cukierków. bolące mięśnie brzucha, głośny radosny śmiech w tle. bywają też wieczory smutne, ze łzą przytuloną do poduszki (nie zawsze mojej). kubek czarnej gorzkiej herbaty. drzewa, które z każdym dniem robią się bardziej żółte. a niedługo zostaną same bure patyki na wysokości naszego sopockiego trzeciego piętra. są niedospane sny. w taki dzień jak dziś, który zaczął się zbyt wcześnie, rzęsy nie chciały oblepić się grubą warstwą czarnego tuszu, wiatr ukradł mi ciepło, uciekł mi pociąg, gdzieś się spóźniłam. ale zawsze też coś dobrego. twarze, za którymi tęskniłam. a wieczorem smażyłyśmy naleśniki na dwie patelnie i zjadłyśmy z malinowym dżemem.

zupełnie banalne
babeczki z kawałkami czekolady

receptur milion. bez sensu powtarzać, robić 'kopiuj-wklej', prawda? kawałki czekolady białej i mlecznej, ciemnej zabrakło w kuchennej szafce. każdy wie, że nie przepis jest tu najważniejszy, a przyjemność z dzielenia się kolorami w kropki, w paski, w gwiazdki. reszta przepisów na babeczki jest tu: muffinki.

sobota, 27 października 2012

potwornie pyszne ciasto z marchewką


monotematyczności między końcem jednego miasta, a początkiem drugiego. na granicy przyjemnego ciepła w mrozie, a zepsutego jak stare zabawkowe autko nastroju. w głowie chowają się czasem potwory. i sprawiają, że nie tylko boimy się nocą tego co może chować się w szafie czy pod łóżkiem - jak w bajkach. one potrafią namieszać o wiele więcej i dlatego tak mocno się z nimi nie lubię. one dobrze o tym wiedzą i czasem ze mną wygrywają, ale bitwę, a nie wojnę. zatem mam jeszcze szansę, by je pokonać dużym kawałkiem słodkiego ciasta z marchewką i cynamonem. jak dodam jeszcze białą czekoladę i krem z twarożku na wierzch - to potwory już nie mają szans, serio.
'time for tea' co krok, co popołudnie, co zmarzniętą myśl. potykam się o puste kubki. napijesz się ze mną herbaty?

ulubione ciasto marchewkowe
z pomarańczą, czekoladą i kremem

1,5 szkl. mąki i ze 2 łyżki, 1 łyżeczka proszku do pieczenia, 1 łyżeczka sody, 1 łyżeczka cynamonu i szczypta :-), szczypta soli, 2 duże jajka lub 3 małe, 2/3 szklanki cukru, 1 cukier waniliowy, 2/3 szkl oleju, 1 szkl. startej marchewki, 1/2 szkl. soku wyciśniętego z cytryny i pomarańczy, skórka starta z 1 cytryny, tabliczka białej czekolady, garść rodzynek (opcjonalnie)

skórka starta z 1 pomarańczy, 200 g serka naturalnego do kanapek (typu almette), 1/2 szkl cukru pudru

 
marchewkę ścieram na grubych oczkach tarki, czekoladę siekam na drobne kawałki. mąkę mieszam z cynamonem, proszkiem do pieczenia, sodą oraz posiekaną czekoladą i rodzynkami. jajka ucieram w dużej misce z cukrem, dodaję do nich olej i wyciśnięty z cytrusów sok i startą marchewkę. dodaję mieszankę mączną i mieszam całość. piekę około 40 minut w 180 stopniach. gdy ciasto ostygnie przygotowuję krem: serek twarożkowy ucieram mikserem z cukrem pudrem, czasem dodaję kilka kropel soku z cytryny. ostygnięte ciasto smaruję kremem i posypuję skórką otartą z pomarańczy. /inspiracja

sobota, 20 października 2012

marchewki, kropki i inne takie tam

szybka kolej miejska płata figle i trzeba zaliczać przesiadki w drodze na uczelnię albo gdzieś. internet stroi fochy i trzeba cierpliwie czekać aż trochę podziała. łapię zasięg! poranki po 5 godzinach niespokojnego snu potrzebują dużego kubka kawy i kilku łyków coca coli (podobno samo niezdrowie). na zajęciach burczy mi w brzuchu, więc odliczam minuty do zjedzenia kanapki z razowego chleba spakowanej przeraźliwie wczesnym rankiem do torebki. popołudniem jabłka są obficie posypane cynamonem, a słowa między kawiarnianymi stolikami, ja mam je dla ciebie, a ty trochę dla mnie. Najmilsza mówi, że w kwestii emocji nie da się działać w opcji on/off, a ja mam wrażenie, że mi się czasem udaje. i kto tu ma rację? i czy w ogóle ktoś?

babeczki marchewkowe
i ze szczyptą cynamonu

2 jajka, 1 szkl. mąki, 1/3 szkl. oleju, 1/2 szkl. cukru, 1 łyżeczka cynamonu, 1 łyżeczka cukru waniliowego, 1 płaska łyżeczka proszku do pieczenia, 1 szklanka startej na grubych oczkach marchewki

piekarnik rozgrzewamy do 180st. w jednej misce mieszamy suche składniki: mąkę z proszkiem do pieczenia, cynamonem, cukrem. w osobnej misce łączymy startą marchewkę z olejem oraz jajkami. mieszamy wszystkie składniki i przekładamy do foremek wyłożonych papilotkami. pieczemy 25 minut.
czasem pakuję do torebki trochę cukierków albo pudełko z babeczkami co mają w sobie marchewki, innym razem kolorowego lizaka na patyku, książkę dla kogoś miłego. czasem piję kawę z przyjemnym nadmiarem mlecznej pianki. mam zgubione uściski między kawałkiem słońca odbijającym się w chodniku, a późną nocą nie bez gwiazd nad głową. jest herbata z cytrusami albo musem z malin. albo czerwone wino co plącze słowa. są miejsca i osoby, których nigdy bym się nie spodziewała, a na pewno nie spodziewałabym się ich blisko mnie. nie słychać stukotu obcasów, ale i tak jest dobrze.
kropki umilają. a jesień lubi umilanie. takie pokolorowane. a jak ładne rzeczy, to tylko ze ScandiLoft! i to o każdej porze roku. straszliwie to lubię!

wtorek, 16 października 2012

szczęściarze jadają na obiad omlet z cukrem

rozkochałam się w tym październiku. minęła połowa miesiąca odmierzana godzinami rozmów, pustymi kubkami po wspólnych herbatach albo kawach, czasem szklankami po wieczornym mohito. kawiarniane stoliki albo sopockie mieszkanie z girlandą nad sufitem. miasto nocą i chłodne wieczory i ranki. mam w głowie taką myśl: "jesteś szczęściarą, nie zepsuj tego". i czasem zastanawiam się skąd się biorą tacy fajni ludzie, których mam wokół. i dużo przez nich szczęśliwości. i słów i ciszy i wszystkiego. i nadal tego nie wiem.

na jesienny obiad ciepły i puchaty omlet. posypany cukrem pudrem.
omlet kaiserschmarrn
/receptura na 2 porcje od Madame Edith

2 jajka, 0,5 szklanki mleka, 0,5 szklanki mąki, szczypta soli, 1 łyżeczka cukru waniliowego lub odrobina esencji waniliowej, 1 łyżka cukru pudru + cukier puder do posypania, garść rodzynek, 50 ml złotego rumu (ja pominęłam), masło do wysmarowania patelni, śliwkowe powidła / konfitura

Rodzynki namaczamy w rumie (najlepiej kilka godzin wcześniej). Mąkę mieszamy z cukrem waniliowym. Wlewamy mleko i dodajemy 2 żółtka. Mieszamy. Za pomocą miksera (lub ręcznie) ubijamy 2 białka ze szczyptą soli. Pod koniec ubijania wsypujemy stopniowo cukier. Białka dodajemy do masy. Bardzo delikatnie, ale dokładnie mieszamy. Wymieszaną masę wlewamy na rozgrzaną patelnię wysmarowaną masłem (u mnie o średnicy 26 cm - masa powinna mieć grubość maksymalnie 2 cm, by nie zdarzyło się, że omlet z zewnątrz się spali, a w środku będzie surowy). Wrzucamy na wierzch odsączone rodzynki. Smażymy po około 4-5 minut z każdej strony na średnim ogniu (smażyłam na mocy 7 z dostępnych 9), aż zrobi się złocisty. Omlet przed podaniem rozrywamy widelcem na drobne kawałki. Nie krójcie go nożem, to profanacja! Musi być porwany. Przed podaniem posypujemy go cukrem pudrem...i dodajemy śliwkowe powidła. 
***
miniony weekend to blogerzy na PGE Arena czyli Blog Forum Gdańsk. jestem szczęśliwa, że mogłam być po raz trzeci, że było tak wiele słów, kawy i fajnych (już nie wirtualnych) ludzi. dziękuję za najcudowniejszy na świecie piernik zjedzony w hotelowym pokoju na 2 piętrze, gdańskie spacery nocne, przegapione przystanki tramwajowe, herbatę na pół ("Ty pij pierwsza, bo ja nie lubię gorącej"), niewyspanie i wszystko najmilsze co spotkało mnie przez te dwa jesienne dni. radość będzie na długo. po sam czubek butów!

sobota, 6 października 2012

pierwsze jesienne kawałki

październik. mogę głośno o niej mówić i nacieszać się porą roku, która ma w sobie wielki kubeł nostalgii, kolorowych liści i inspiracji, melancholijnego kiczu, ale i ciepła, gdy tylko postaramy się o duży kubek herbaty z pigwą lub malinowym musem i puchaty koc. pierwsze szuranie w liściach i spacer po parku oliwskim zaliczone. październik i zajęcia na uczelni rozpoczęte, wagary odhaczone. a jak chorować to porządnie, tak z trzydniowym leżeniem w łóżku, małym stosikiem leków, nieprzespanymi nocami. już lepiej. lubię, gdy jesienią słońce tak się mieni w długich włosach, że wydają się być bardziej rude niż są. głupio mi się przyznawać, ale już nawet pomyślałam o czapkach i o tym, że dużo się zmienia w kwestii "jestem mała i urządzam protest na każdą prośbę (czy groźbę) jej ubrania" a "jestem już duża i lubię jak mi ciepło w uszy". no tak, jeszcze przyjdzie pora na wełniane szaliki, rękawiczki i inne umilacze. dzisiaj jest jeszcze spora porcja słońca i dzisiaj lubię pachnące śliwki i miód i jak połówki taplają się w tym słodkim sosie w garnku.

herbata z cytryną, a jak nie z cytryną, to z miodem, a najlepiej to z tym i z tym. czy ktoś nie lubi tego jesienno herbacianego rozgrzewania?
placki owsiane (przepis nr 1, nr 2) niektórzy upodobali sobie zjadać na śniadanie, ja zdecydowanie bardziej wolę na obiad, szczególnie, gdy nie mam pomysłu co ugotować, a ma być szybko i najlepiej jakby było na słodko. świeże śliwki udusiłam w garnuszku z miodem i odrobiną brązowego cukru, gdy zmiękną i lekko przestygną - można zjadać, z plackami, ale niekoniecznie.
na jesienne obiady są też pieczone kawałki dyni (posmarowanej oliwą i hojnie posypanej ziołami, wsadzonej do pieca na 200 stopni aż zmiękną).

środa, 3 października 2012

ciastko z marzeń i (nie)małe zamieszanie z BFG

 
Gdańsk i Elbląg, Elbląg i Gdańsk. tu piszę, układam zgrabne litery w koślawe słowa. zbieram obrazki do pudełka pamięci, a czasem do pudełka mojego cyfrowego aparatu. zapamiętuję albo zapominam. tyle kolorów, aby namalować z nich najładniejszą codzienność. piszę o poranku znad kubka kawy. lub wieczorami mrużąc oczy ze zmęczenia. o kwaśnych jabłkach albo o słodkich ciastkach. o emocjach. odrobina wrażliwości oprószona cynamonem. w mieście, które sobie kiedyś wymarzyłam i w tym, które jest moje od zawsze.

jeśli lubicie ciastko z marzeń i chcielibyście podarować mi swój głos i uśmiech w konkursie na najlepszy blog Gdańska wybierany w ramach Blog Forum Gdańsk 2012, zagłosować można klikając na: ciastko z marzeń 

a to niespodzianka na stronie portalu elbląg24 i artykuł o konkursie: Elblążanka w konkursie na najlepszy blog w Gdańsku
i dużo uścisków nadmorskich w podzięce za wszystko co najmilsze!

wtorek, 2 października 2012

rozuśmiechanie i ciastko cytrynowe

Ktoś powiedział mi, że życie to czasem niezły zakalec. przekonałam się o tym niedawno piekąc ciasto przed południem. mieszając składniki myślałam sobie "nic z tego nie będzie", no i nie wyszło. wyrzuciłam je do kosza. razem z nim trafiły tam chyba wszystkie niedobre emocje i paskudne smutki i złości. i już się na siebie nie złoszczę. smaruję chleb masłem orzechowym, próbuję doprać sukienkę ze śladów czerwonego wina, wypijam syrop na kaszel. do kieszeni czerwonego płaszcza chowam znalezione przypadkiem na chodniku kasztany i dobre słowa, których nie brak i które nigdy przenigdy nie są w nadmiarze. chwilami rozuśmiechanie sięga od sufitu do podłogi naszego żółtego pokoju.
kruche cytrynowe z czekoladą

3 szkl. mąki
1/2 łyżeczki proszku do pieczenia
1 jajko
220g miękkiego masła
3/4 szkl. cukru pudru
1 łyżeczka cukru waniliowego
skórka otarta z 1 cytryny
kilka kropel aromatu cytrynowego
sok wyciśnięty z 1/2 cytryny
3 czubate łyżki czekoladowych kropelek do wypieków lub 1/2 tabliczki pokruszonej czekolady
tabliczka mlecznej czekolady

w dużej misce utrzeć mikserem masło z cukrem i cukrem waniliowym, po chwili dodać jajko, sok i skórkę cytrynową oraz kropelki czekoladowe (lub zamiennie pokruszoną czekoladę). mąkę w osobnej misce wymieszać z proszkiem do pieczenia i dodać do masy maślanej. z całości zagnieść ciasto, gdy będzie zbyt lejące - dodać garstkę mąki. schłodzić około 30 minut w lodówce, po tym czasie wałkować na blacie posypanym mąką i wycinać kształty. piec około 12 minut w nagrzanym do 180 stopniu piekarniku. ostudzić. następnie roztopić mleczną czekoladę i polewać nią ciastka - do połowy lub całe lub jak się lubi.
 
trójmiejska plaża ulubiona. na śmiechy, uśmiechy, marznięcie, na słowa lub ich brak. na dzień i na nocne spacery. na piasku w butach miliony okruchów.
ps. ciastka się na szczęście udały. teraz to już dużo rzeczy musi się udać.